piątek, 13 września 2013

Inevitable.





Chłód pustego łóżka, cisza, tykanie zegara w tle. Słońce ślamazarnie przemykające przez pokój, żółwim tempem zmierzające ku zachodowi. Kolejny dzień spisany na straty, nasączony samotnością, zgorzknieniem, pustką. Wybrałam sobie taki los jaki chciałam, podjęłam takie kroki, które do tej samotności mnie zaprowadziły.



Od ostatniego z nim spotkania minął rok. Dokładnie rok mija od jego ślubu. Dokładnie rok mija, gdy opuściłam bydgoski hotel i ciągnąc za sobą walizkę zostawiłam za sobą przeszłość. Wraz z nim. A on wyjechał. Jest teraz gdzieś w słonecznej Italii. Uśmiecha się pozując do zdjęć, które później tak zawzięcie publikuje na swoim blogu. Widzę go sporadycznie, gdy uśmiecha się do mnie ze szklanego ekranu po zdobytym przez jego drużynę punkcie, gdy na ciachach pojawia się kolejny artykuł o tym, jak miło spędza czas na spacerach z żoną pomiędzy gąszczem włoskich uliczek.



Nie odezwał się przez ten czas ani jednym słowem. Nie złożył życzeń ani na święta, ani na urodziny. Przesłał jedynie śmieszną kartkę z jednej z dominikańskich plaż podczas miesiąca miodowego. Napisał kilka zwięzłych słów, że tęskni, pozdrawia i koniecznie musimy się spotkać. I po powrocie z podróży poślubnej dzwonił, a ja nie odebrałam. Pukał do drzwi, a ja nie otworzyłam. Bo po co pchać się w taki komiczny pseudo związek. Po co robić sobie nadzieje, które nigdy się nie spełnią. I dał sobie w końcu spokój. Przestał dzwonić i przychodzić. Zniknął.



I zostałam tutaj sama. Zamknięta w tych czterech ścianach, opętana dziwnymi myślami. Rozpaczliwie samotna. Próbowałam się ocknąć, chodziłam do klubów, bawiłam się, umawiałam z facetami. Próbowałam przywrócić swoje życie do stanu sprzed Zbyszka. Nie udało się. Przecież alkohol ulatniał się z każdą myślą dudniącą w mojej głowie, przynosząc jedynie suchość w ustach następnego dnia. Żaden mężczyzna nie miał tak zielonych oczu, tych kurewskich iskierek, które tak zabawnie tańczyły.



Wszystko niby było tak podobne do tego okresu zanim go spotkałam, szkoła, praca, imprezy. Tylko ta samotność, która tak intensywnie szczypie w serce. Nieunikniona. Wszystko było nieuniknione.  On był nieunikniony. Nieuniknione było nasze rozstanie, to i pustka, którą po sobie pozostawił, też musiała być nieunikniona. I pozostało mi tylko melancholijne wzdychanie do przeszłości. Wieczory sam na sam z butelką wina, parzący smak wódki, kac. Paczki papierosów wypalane podczas bezsennych nocy, kolejne powtórki meczy. Tak niemożliwe do ponownego przeżycia jak nasze powtórne spotkanie.



Najgorsze są te wspomnienia, które tak mocno wracają. Przyspieszone bicie jego serca, mięśnie przesuwające się pod skórą, każdy nerw wyczulony na mój dotyk. Kłótnia jaką pizze zmówić po dobrym seksie, jakie wino trzeba kupić, dlaczego obudziłam go przewracając się z boku na bok. Ironiczne. Tęsknić za tym, co kiedyś tak bardzo mnie denerwowało. Przynajmniej jedno jest pewne. To on otworzyłby teraz drzwi, do których ktoś intensywnie się dobija. No tak, zamawiałam chińszczyznę. Oczywiście w drodze po portfel muszę jeszcze uwikłać się w plątaninę kabli na podłodze, prawie runąć  w przedpokoju by w końcu dostać się do drzwi. Jakie jest moje zdziwienie, gdy za nimi zamiast dostawcy widzę Zbyszka. Odruchowo próbuje zatrzasnąć mu je przed  nosem, ale jeden silny gest jego dłoni mi to uniemożliwia.
- Sory, ale jeśli szukasz darmowego bzykania, musisz znaleźć sobie inną panienkę.
- Liwka, czy myślisz, że tylko seks może mnie do ciebie sprowadzać?
- A nie?
- Wpuść mnie na sekundę, pozwól powiedzieć, co mam ci do powiedzenia, a przekonasz się, że mogę przychodzić tu w innym celu.



Nie wiem, czy to smutek wydobywający się z tych zielonych oczu, czy ta garść wspomnień, miłych uczuć jakie jeszcze w sobie noszę, ale otwieram mu drzwi na oścież i zapraszającym gestem wpuszczam do środka. Wchodzi ciągnąc za sobą niewielkich rozmiarów walizkę, która już na wstępie stwarza zaprzeczenie jego słów. Rozsiada się w salonie, a ja po chwili pojawiam się z dwoma kubkami parującej herbaty. Herbata jest niby lekiem na wszystko, ale nam jakoś nie pozwala złamać tej bariery milczenia. Siedzimy, ja wpatrzona w okno, on przejeżdżający wzrokiem po ścianach.
- Rozwodzę się .
Aż zakrztusiłam się herbatą. Zapewne śmiesznie musiałam teraz wyglądać. Intensywnie kaszląca od ciepłego płynu, który ugrzęzł mi w okolicach krtani, z wybałuszonymi ze zdziwienia oczami.
- Ale jak to? Jak to się rozwodzisz? – nie dowierzałam. Mój umysł mimo intensywnej pracy, nie potrafił przetrawić takiej wiadomości.
- Normalnie. Już złożyłem pozew rozwodowy. Rozprawę mam na dniach. I potrzebuję twojej pomocy.
- A w czym ja ci mogę niby pomóc, co? – niemal wykrzyczałam wzburzona.
- Wracam do Polski, będę znowu tu grał. I pomyślałem, że może mógłbym tu zamieszkać.
- Bartman, ty chyba jaja sobie robisz? Co ci się wydaje, że będę siostrą miłosierdzia, która przyjmie cię z otwartymi ramionami? To grubo się mylisz! Już ci mówiłam tutaj darmowego burdelu miał nie będziesz! Nie wyobrażaj sobie zbyt duż…



Nie dał mi dokończyć. Po prostu wstał i bezczelnie wpił się w moje usta. Smakował cynamonem. Był taki zachłanny, stanowczy jednocześnie delikatny. Tak bardzo intensywny, ze skutki jego pocałunku czułam po koniuszki palców u stóp. Tak bardzo spragniony. Identycznie spragniony jak ja.  Gdy w końcu przestał, odsunął mnie na długość ramion i przyglądał się każdej reakcji przechodzącej przez mój organizm. Półprzymkniętym oczom, dreszczom przebiegającym od karku do lędźwi, językowi przesuwającemu się po wargach. Przyglądał się z satysfakcja, z tymi iskierkami wesoło biegającymi za okularami.
- Odszedłem od niej. Do ciebie. Bo tylko z tobą mogę być szczęśliwy.





I był taki jak kiedyś. Nieunikniony. 





________________________________________

Widzimy się tu po raz ostatni moje Kochane :*
Tutaj od początku nie szło mi tak jak powinno, może za bardzo chciałam. Nie jestem jakoś specjalnie z powyższego zadowolona.  Ale dokończyłam, z na przyszłość mam nauczkę, żeby nie publikować tego czego jeszcze nie ukończyłam :) 
Powyższe dla Caroline :* Jak każde słowo, które znalazło się w tej historii.
Dziękuję, Wam wszystkim za obecność tu :* I bardzo proszę, żebyście zostawiły pod tym epilogiem chociaż mały ślad w postaci komentarza, który ma dla mnie ogromne znaczenie :*
Buziaki wielkie :***
Wasza Paulik :)

P.S. Teraz będę na Antku, w przyszłości na Tym, więc zapraszam :*