sobota, 6 lipca 2013

Five.




Cholerny siatkarzyna. Chciał mnie upokorzyć, to upokorzył. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego. Jeszcze żaden facet nigdy nie rozpalił mnie do czerwoności tylko po to, żeby zostawić mnie potem samą z nękającym pożądaniem. Dupek. Pieprzony dupek, no! Przez ostatnich kilka dni zdążyłam obrzucić go w myślach wszystkimi znanymi epitetami, a nawet kilka nowych dzięki niemu sobie przysposobiłam.


Powinnam o nim zapomnieć. Powinnam usunąć jego obraz z głowy. Powinnam nie czuć gęsiej skórki na wspomnienie jego pieszczot. Wiem, że powinnam. Ale nie potrafię. To pewno przez to, że jego wszędzie jest pełno. Jest na afiszach promujących kolejny mecz jego drużyny, ciągłe powtórki w telewizji. I teraz do tego jeszcze ta cholerna reklama piwa. Boję się, że za chwilę on wyskoczy mi z lodówki. Dosłownie. Powinnam też nie mieć erotycznych snów z nim w roli głównej. Snów tak perwersyjnych, że nawet u mnie wywołują rumieniec.


Nawet teraz, na zakupach, on uśmiecha się do mnie z okładki damskiego czasopisma. Przerzucam strony gazety, otwieram na stronie wypełnionej druczkiem jego słów. Opowiada o tym jak bardzo się zmienił, jak wydoroślał, jak dojrzał. O tym jak bardzo lubi włoskie wino, o zmianie pozycji na boisku. O nowej dziewczynie, z którą jest od kilku miesięcy. Cholerny hipokryta. Do tego mi się nie przyznał.


Pakuję gazetę do torby z zakupami i zmierzam w stronę mieszkania, zaciągając się papierosem. Z daleka widzę, jak nerwowo krąży wokół klatki. Jeszcze kilka minut i wydeptałby ścieżkę pomiędzy drzwiami a ławką. W końcu mnie zauważa i z uśmiechem podbiega, żeby pomóc mi z zakupami. Bez słowa otwieram drzwi wpuszczając go najpierw do klatki później do mojego mieszkania. Nastawiam wodę na kawę, a on przygląda się mi. Ta cisza staje się denerwująca, burzy harmonię tych moich czterech ścian, od których zawsze odbijają się jakieś dźwięki. Wypakowuję zakupy z siatek, wkładam produkty do lodówki, rzucam gazetę na stół. Spogląda na nią. Myślałam, że się speszy, ale on jakby urósł o kilka centymetrów z dumy. Mógłby się tak nie napinać, bo zaraz łbem wybije mi dziurę w suficie.


- Podpiszesz mi się na niej? – pytam trzepocząc idealnie wytuszowanymi rzęsami.
- No coś ty, Oliwka, nawet się nie wygłupiaj.
- Ja się nie wygłupiam. Podpisz się. Tylko koniecznie z dedykacją. Oczywiście od ciebie i tej twojej… Jak jej na imię.
- Aśka. – wyraźnie zacisnął szczękę. Głupek, myślał, że się nie wyda.
- No właśnie. Napisz mi: od Zbyszka i Aśki dla Liwki. Będzie idealnie.
- Zła jesteś?
- Nie. Zgrywam się tylko.


Uważnie mnie obserwuje. Szuka w rysach mojej twarzy potwierdzenia. Dalej gram przed nim potężnie wkurzoną zatajeniem prawdy. W końcu jednak nie wytrzymuję i wybucham śmiechem. Jest całkowicie zdezorientowany.


- Zbyszek, nie obchodzi mnie, co cię z nią łączy. Szczerze mówiąc nawet nie chcę o niej zbyt wiele wiedzieć. Tak będzie lepiej i dla mnie, i dla ciebie. W zasadzie dla was. Czasem dobrze wyznawać zasadę mniej wiesz, lepiej śpisz.


Nic nie mówi. Uśmiecha się  tylko pod nosem. Zdecydowanie taki układ mu odpowiada.


- Mam tylko do ciebie jeszcze prośbę. Pieprz się ze mną w końcu.


Nie muszę mu dwa razy powtarzać. Niczym wygłodniały wpija się w moje usta i pozbawia ubrań. Brak tu jakiejkolwiek delikatności, czy uczucia. Czysta seksualność wypływająca z naszych ciał w zachłannych dotykach i szybkich ruchach bioder. Przebijająca się na powierzchnię skóry z intensywnymi pocałunkami, spływająca po niej ze śladami języka. Intensywność doznań odbijająca się moimi jękami od ścian sypialni, łagodzona w subtelności pościeli, kotłująca się pomiędzy naszymi ciałami na dywanie. Pożądanie, którego nawet nie ugasił wspólny prysznic. Namiętność, której w  żaden sposób nie byliśmy w stanie wyczerpać. Nawet po kilku godzinach prób.




_____________________________________________


Jak obiecałam, tak jestem ;) i będę już systematycznie :D
Powyższe tradycyjnie dla Caroline :*
Dziękuję, że jesteście :*
Do zobaczenia tu za tydzień. Wcześniej na Antku ;)

Buziaki :***