Chłód pustego łóżka, cisza,
tykanie zegara w tle. Słońce ślamazarnie przemykające przez pokój, żółwim
tempem zmierzające ku zachodowi. Kolejny dzień spisany na straty, nasączony
samotnością, zgorzknieniem, pustką. Wybrałam sobie taki los jaki chciałam, podjęłam
takie kroki, które do tej samotności mnie zaprowadziły.
Od ostatniego z nim spotkania
minął rok. Dokładnie rok mija od jego ślubu. Dokładnie rok mija, gdy opuściłam
bydgoski hotel i ciągnąc za sobą walizkę zostawiłam za sobą przeszłość. Wraz z
nim. A on wyjechał. Jest teraz gdzieś w słonecznej Italii. Uśmiecha się pozując
do zdjęć, które później tak zawzięcie publikuje na swoim blogu. Widzę go
sporadycznie, gdy uśmiecha się do mnie ze szklanego ekranu po zdobytym przez
jego drużynę punkcie, gdy na ciachach pojawia się kolejny artykuł o tym, jak
miło spędza czas na spacerach z żoną pomiędzy gąszczem włoskich uliczek.
Nie odezwał się przez ten czas
ani jednym słowem. Nie złożył życzeń ani na święta, ani na urodziny. Przesłał
jedynie śmieszną kartkę z jednej z dominikańskich plaż podczas miesiąca
miodowego. Napisał kilka zwięzłych słów, że tęskni, pozdrawia i koniecznie
musimy się spotkać. I po powrocie z podróży poślubnej dzwonił, a ja nie
odebrałam. Pukał do drzwi, a ja nie otworzyłam. Bo po co pchać się w taki
komiczny pseudo związek. Po co robić sobie nadzieje, które nigdy się nie
spełnią. I dał sobie w końcu spokój. Przestał dzwonić i przychodzić. Zniknął.
I zostałam tutaj sama. Zamknięta
w tych czterech ścianach, opętana dziwnymi myślami. Rozpaczliwie samotna.
Próbowałam się ocknąć, chodziłam do klubów, bawiłam się, umawiałam z facetami.
Próbowałam przywrócić swoje życie do stanu sprzed Zbyszka. Nie udało się.
Przecież alkohol ulatniał się z każdą myślą dudniącą w mojej głowie, przynosząc
jedynie suchość w ustach następnego dnia. Żaden mężczyzna nie miał tak
zielonych oczu, tych kurewskich iskierek, które tak zabawnie tańczyły.
Wszystko niby było tak podobne do
tego okresu zanim go spotkałam, szkoła, praca, imprezy. Tylko ta samotność,
która tak intensywnie szczypie w serce. Nieunikniona. Wszystko było
nieuniknione. On był nieunikniony. Nieuniknione
było nasze rozstanie, to i pustka, którą po sobie pozostawił, też musiała być
nieunikniona. I pozostało mi tylko melancholijne wzdychanie do przeszłości. Wieczory
sam na sam z butelką wina, parzący smak wódki, kac. Paczki papierosów wypalane
podczas bezsennych nocy, kolejne powtórki meczy. Tak niemożliwe do ponownego
przeżycia jak nasze powtórne spotkanie.
Najgorsze są te wspomnienia,
które tak mocno wracają. Przyspieszone bicie jego serca, mięśnie przesuwające się
pod skórą, każdy nerw wyczulony na mój dotyk. Kłótnia jaką pizze zmówić po
dobrym seksie, jakie wino trzeba kupić, dlaczego obudziłam go przewracając się
z boku na bok. Ironiczne. Tęsknić za tym, co kiedyś tak bardzo mnie
denerwowało. Przynajmniej jedno jest pewne. To on otworzyłby teraz drzwi, do których
ktoś intensywnie się dobija. No tak, zamawiałam chińszczyznę. Oczywiście w
drodze po portfel muszę jeszcze uwikłać się w plątaninę kabli na podłodze,
prawie runąć w przedpokoju by w końcu
dostać się do drzwi. Jakie jest moje zdziwienie, gdy za nimi zamiast dostawcy
widzę Zbyszka. Odruchowo próbuje zatrzasnąć mu je przed nosem, ale jeden silny gest jego dłoni mi to
uniemożliwia.
- Sory, ale jeśli szukasz
darmowego bzykania, musisz znaleźć sobie inną panienkę.
- Liwka, czy myślisz, że tylko
seks może mnie do ciebie sprowadzać?
- A nie?
- Wpuść mnie na sekundę, pozwól
powiedzieć, co mam ci do powiedzenia, a przekonasz się, że mogę przychodzić tu
w innym celu.
Nie wiem, czy to smutek
wydobywający się z tych zielonych oczu, czy ta garść wspomnień, miłych uczuć
jakie jeszcze w sobie noszę, ale otwieram mu drzwi na oścież i zapraszającym
gestem wpuszczam do środka. Wchodzi ciągnąc za sobą niewielkich rozmiarów
walizkę, która już na wstępie stwarza zaprzeczenie jego słów. Rozsiada się w
salonie, a ja po chwili pojawiam się z dwoma kubkami parującej herbaty. Herbata
jest niby lekiem na wszystko, ale nam jakoś nie pozwala złamać tej bariery
milczenia. Siedzimy, ja wpatrzona w okno, on przejeżdżający wzrokiem po
ścianach.
- Rozwodzę się .
Aż zakrztusiłam się herbatą.
Zapewne śmiesznie musiałam teraz wyglądać. Intensywnie kaszląca od ciepłego
płynu, który ugrzęzł mi w okolicach krtani, z wybałuszonymi ze zdziwienia
oczami.
- Ale jak to? Jak to się
rozwodzisz? – nie dowierzałam. Mój umysł mimo intensywnej pracy, nie potrafił
przetrawić takiej wiadomości.
- Normalnie. Już złożyłem pozew
rozwodowy. Rozprawę mam na dniach. I potrzebuję twojej pomocy.
- A w czym ja ci mogę niby pomóc,
co? – niemal wykrzyczałam wzburzona.
- Wracam do Polski, będę znowu tu
grał. I pomyślałem, że może mógłbym tu zamieszkać.
- Bartman, ty chyba jaja sobie
robisz? Co ci się wydaje, że będę siostrą miłosierdzia, która przyjmie cię z
otwartymi ramionami? To grubo się mylisz! Już ci mówiłam tutaj darmowego
burdelu miał nie będziesz! Nie wyobrażaj sobie zbyt duż…
Nie dał mi dokończyć. Po prostu
wstał i bezczelnie wpił się w moje usta. Smakował cynamonem. Był taki
zachłanny, stanowczy jednocześnie delikatny. Tak bardzo intensywny, ze skutki
jego pocałunku czułam po koniuszki palców u stóp. Tak bardzo spragniony.
Identycznie spragniony jak ja. Gdy w
końcu przestał, odsunął mnie na długość ramion i przyglądał się każdej reakcji
przechodzącej przez mój organizm. Półprzymkniętym oczom, dreszczom przebiegającym
od karku do lędźwi, językowi przesuwającemu się po wargach. Przyglądał się z
satysfakcja, z tymi iskierkami wesoło biegającymi za okularami.
- Odszedłem od niej. Do ciebie.
Bo tylko z tobą mogę być szczęśliwy.
I był taki jak kiedyś.
Nieunikniony.
________________________________________
Widzimy się tu po raz ostatni moje Kochane :*
Tutaj od początku nie szło mi tak jak powinno, może za bardzo chciałam. Nie jestem jakoś specjalnie z powyższego zadowolona. Ale dokończyłam, z na przyszłość mam nauczkę, żeby nie publikować tego czego jeszcze nie ukończyłam :)
Powyższe dla Caroline :* Jak każde słowo, które znalazło się w tej historii.
Dziękuję, Wam wszystkim za obecność tu :* I bardzo proszę, żebyście zostawiły pod tym epilogiem chociaż mały ślad w postaci komentarza, który ma dla mnie ogromne znaczenie :*
Buziaki wielkie :***
Wasza Paulik :)